Jesteśmy coraz bardziej świadomi tego, co kupujemy. Czytamy etykiety, zwracamy uwagę na obecność szkodliwych substancji, takich Jak: cukier, syrop glukozowo-fruktozowy czy tłuszcze utwardzone. Naszą czujność budzi zbyt długa lista na etykiecie, szczególnie, jeśli dominują w niej dodatki oznaczone symbolem „e”. Musimy Jednak wiedzieć, że nie wszystkie spośród nich mają negatywny wpływ na zdrowie. to może zaskakiwać, ale pewną ich część stanowią substancje nieszkodliwe, występujące naturalnie w przyrodzie. czym są owe tajemnicze „e” i Jak powinniśmy Je traktować?

Dodatki do żywności – dlaczego są stosowane na masową skalę?

Wbrew pozorom dodatki do żywności nie są wyłącznie znakiem naszych czasów. Od wieków człowiek stara się przedłużyć trwałość i poprawić jakość produktów żywnościowych. Sposoby takie jak: suszenie, wędzenie czy solenie stosowano już tysiące lat temu. Marynowanie również ma wielowiekową tradycję, a przecież praktykujemy je do dziś. Diametralne zmiany nastąpiły jednak w XIX wieku. To właśnie wtedy wzrost liczby ludności i mniejsza samowystarczalność społeczeństwa sprawiły, że zaczęto produkować żywność na masową skalę. Prawdziwy boom na stosowanie dodatków do żywności nastąpił w wieku XX. To właśnie wtedy do produktów żywnościowych zaczęto intensywnie dodawać substancje chemiczne – zarówno syntetyczne, jak i naturalne.

Czy można było tego uniknąć?

Wyroby wytwarzane w dużych zakładach spędzają sporo czasu w podróży i sklepie zanim trafią na nasze stoły. Stosowanie „E” pozwala na utrzymanie trwałości i atrakcyjnego wyglądu, zapobiega powstawaniu pleśni, jełczeniu i psuciu, a pośrednio chorobom i zatruciom, które mogłyby nam grozić po spożyciu zepsutych produktów. Lista dodatków jest obecnie bardzo szeroka i obejmuje takie substancje, jak: barwniki, konserwanty, przeciwutleniacze czy emulgatory.

Nie każde „e” jest szkodliwe – część z nich pochodzi z natury.

Warto pamiętać, że kod rozpoczynający się od „E” nie oznacza z gruntu złej, szkodliwej substancji. To po prostu skrót od Europy, a więc kontynentu, na którym dany środek jest dopuszczony do użytku. W teorii wszystkie dodatki do żywności są bezpieczne, ponieważ zostały zaakceptowane przez Komitet Naukowy ds. Żywności lub Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności. Stosowanie dodatku musi być technologicznie uzasadnione – producent nie może używać go w dowolny sposób. W wielu przypadkach określane są też maksymalne dopuszczalne dawki danego „E”. Jeśli taka dawka nie została ustalona, stosuje się minimalną ilość niezbędną w procesie produkcji. Wszystko to sprawia, że powinniśmy czuć się bezpieczni. Czy na pewno? Informacje na temat poszczególnych substancji podlegają obecnie weryfikacji i to, co kiedyś zostało uznane za nieszkodliwe, może za jakiś czas znaleźć się na „czarnej liście”. Istnieją jednak dodatki, których obecność na liście składników nie powinna nas niepokoić.

„E” pochodzące z natury

Pod tajemniczym kodem E300 kryje się kwas askorbinowy, czyli po prostu witamina C. Z kolei E306 to mieszanina tokoferoli, a więc najzwyklejsza witamina E. Dodatek E100 to kurkumina (żółcień kurkumowa) – barwnik nadający produktom kolor żółtopomarańczowy. Bezpieczne jest również E101 – ryboflawina, czyli witamina B2, barwiąca żywność na żółto. Naszego niepokoju nie powinny również budzić guma guar (E412) oraz guma ksantanowa (E415), stosowane w dżemach i galaretkach. A także barwnik E161B (luteina), nadający żywności kolor czerwono-żółty. To oczywiście tylko wybrane przykłady dodatków bezpiecznych dla organizmu.

Chcesz zadbać o zdrowie? Ogranicz ilość dodatków w żywności.

Wciąż jednak spora część „E” podejrzewana jest o negatywny wpływ na ludzkie zdrowie, szczególnie jeśli spożywane są w dużych ilościach. Najbardziej narażone są dzieci, osoby starsze, alergicy, a także ludzie cierpiący na choroby układu pokarmowego. Których „E” powinniśmy unikać? Lista jest niestety dosyć długa.

  • Azotyn sodu (E250) oraz azotyn potasu (E249) to konserwanty o potencjalnym działaniu rakotwórczym, stosowane w przetworach rybnych, a także w peklowanym i wędzonym mięsie.
  • Z kolei acesulfam-K (E-950) to substancja słodząca obecna w wyrobach cukierniczych, produktach dla diabetyków i gumach do żucia. Zastępuje cukier, ale nie staje się przez to zdrowa – acesulfam-K podejrzewa się o rakotwórczość, pogarsza on również pracę układu nerwowego.
  • Kwas benzoesowy (E-210) może powodować astmę, pokrzywkę i problemy ze wzrokiem.
  • Z kolei emulgator karagen (E407), spotykany w dżemach, galaretkach i słodyczach, bywa odpowiedzialny za problemy trawienne, a nawet owrzodzenie jelit.

Wymienione przykłady pokazują, że do kwestii bezpieczeństwa dodatków należy podchodzić z dystansem. Owszem, istnieje wskaźnik ADI, który określa dopuszczalną dzienną dawkę danego „E” i jest uwzględniany przy ustalaniu norm. Niestety, nie da się precyzyjnie określić, jak dużo danej substancji spożywamy na co dzień. Trudno jest też zweryfikować, jak mieszanka różnych dodatków oddziałuje dzień po dniu na nasz organizm i jakie będą konsekwencje ich stosowania po latach. Dlatego zielone światło warto dać tylko nielicznym „E” – tym, co do których bezpieczeństwa nie ma większych wątpliwości. Im krótsza lista składników, tym lepiej.

Zachowajmy czujność, ale nie dajmy się zwariować.

Dodatki, w które obfitują współczesne produkty to w pewnym sensie cena za naszą wygodę. Możemy kupić praktycznie wszystko, na co mamy ochotę, bez konieczności samodzielnego przygotowywania. Warto być świadomym konsumentem i zachować czujność, czytając etykiety. Nie dajmy się jednak zwariować. Na zakupy nie musimy zabierać ze sobą lupy, gruntownie studiując każdy element etykiety. Wystarczy, że zrezygnujemy z gotowych dań i produktów, które zawierają długą listę dodatków, a w ich miejsce wprowadzimy pokarmy nieprzetworzone, takie jak kasze czy warzywa. Im mniej „E”, tym lepiej, ale w dzisiejszych czasach trudno jest całkowicie ich uniknąć. Starajmy się jednak, aby produkty, w których są obecne dodatki stanowiły jedynie niewielki odsetek naszego menu.

 

Tekst: Agnieszka Dec – dziennikarka i blogerka www.dekozdrowia.pl

Share This